środa, 28 sierpnia 2013

        no i - dziwnym zbiegiem okoliczności - środa...ciągle obiecuję sobie, że będę pisać codziennie, chociażby tylko chwile, ale codziennie...ale....własnie...
jakieś 5-6 tygodni temu, podczas łażenia, dla odmiany, po porcie jachtowym - jedynej radości naszego żeglarskiego serca, ;-) , zostaliśmy wciągnięci na jakiś stary jacht motorowy, w celu dołączenia do imprezy... po prostu - bardzo sympatyczny wielki norweg wyciągnął ręce ku nam, mówiąc coś w dziwnym języku, znaczy norweskim, na szczęście po angielsku już zrozumieliśmy, sympatyczna para, która siedziała obok nas znalazła się tam w ten sam sposób :-), a imprezka była bardzo spokojna - po piwku, krewetki z cytryną,  z okazji piątku, było miło i sympatycznie... obiecaliśmy, że pojawimy się lepiej przygotowani... jacht a raczej łódź motorowa okazała się być wynajęta - a norweg, zresztą nie ten, który nas zaprosił, po prostu na niej mieszka - centrum miasta, u góry "pokój" z telewizorem, tarasik i kuchnia,pod pokładem sypialnia i łazienka - co prawda, tylko taka awaryjna, bo ogólnie, to trzeba korzystać z łazienki w porcie...i - okazuje się, że w ten sposób mieszka całkiem sporo ludzi, i to również zimą...co prawda ogrzewanie jest drogie, ale - wszędzie trzeba za to płacić...
          a zaczęłam o tym, bo na zakończenie dostaliśmy informacje, że party jest co piątek, możemy wpadać...no to w piątek wpadliśmy z 0,7 przywitani szeroko otwartymi ramionami ;-), tak sobie pomyśleliśmy, że wchodząc na dowolnie wybrany jacht, z wkładem własnym 0,7 białej - bylibyśmy przyjęci z radością... jakie to życie jest proste, szczególnie w norwegii, gdzie lubią imprezować, jak piją to do gwoździa, wódka jest bardzo droga, a wieczorem można ją kupić tylko w knajpie... dziwny kraj...prawie prohibicja...a wracając do tematu - posiedzieli pogadali, zobaczyli duży nowy jacht motorowy, malutką starą żaglówkę, (tutaj 9 metrów, to malutka), i utknęło mi w pamięci piękne zdanie, powiedziane przez norwegów o norwegach : jesteśmy leniwi, ZA dużo pieniędzy i możliwości, i właściwie nic nie trzeba... dobre...
 no i ten norweg "wciągający", o raczej południowej urodzie...
 nawet przez moment pomyślałam...,że... ale nie , to nie mogłoby się udać... przepaść kulturowa i językowa, i....nieważne.... ale lubię jak iskrzy :-)
i znowu masaż, i wyciszenie na szczycie góry, czy raczej górki na wysepce.. bo to tak, jak już się kupuje  bilet tygodniowy na wszystkie środki transportu miejskiego, to - trzeba to wykorzystać, i - np. popływać dla odmiany promami...
z tematów kulinarnych, to po powrocie z wyprawy wysepkowej czekała na mnie  pyszna "paciaja" z banana, avokado i limonki, galaretka truskawkowa z owocami, i cała blacha zapiekanki warzywnej...mniam, mniam pycha... polecam pieczone fenkuły...:-)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz